Ciąża i zaostrzenie CU, moja historia
Moderatorzy: Anette28, Moderatorzy
-
- Specjalista od Spraw medycznych
- Posty: 10316
- Rejestracja: 04 mar 2004, 16:08
- Choroba: CD u dziecka
- województwo: mazowieckie
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Re: Ciąża i zaostrzenie CU, moja historia
Nie wiem kto przepisał. Dziś było spotkanie w Krakowie od ciebie to niespełna 70 km. Mogłaś wziąć papiery i dorwać lekarzy z prośbą o konsultację. Poza tym podejrzenie cukrzycy ciążowej, to jeszcze nie cukrzyca. Oczywiście kontrola glikemii jest ważna, ale stan jelita również.
Przyłacz się do Towarzystwa J-elita. Działamy dla waszego dobra, ale bez Waszej pomocy niewiele zrobimy.
- Natuśka
- Ekspert ✿✿
- Posty: 5135
- Rejestracja: 29 kwie 2009, 12:58
- Choroba: CD
- województwo: małopolskie
- miasto: Kraków
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Re: Ciąża i zaostrzenie CU, moja historia
Ona jest zdiagnozowana czy podejrzewana?Madelka pisze: jeszcze ta cukrzyca ciążowa.
Na zawsze razem... 
Podpisano:Twój Crohn
Aktualnie: Szczęśliwsza, bo krótsza
+ Methypred 8 mg na jelita, Humira na stawy.
W planach : Realizacja punktu 2
1. 19.11.2012- hemikolektomia prawostronna metodą laparoskopową
2. Normalne życie...
3. ZZSK mam, ale nikomu nie oddam

Podpisano:Twój Crohn

Aktualnie: Szczęśliwsza, bo krótsza

W planach : Realizacja punktu 2

1. 19.11.2012- hemikolektomia prawostronna metodą laparoskopową

2. Normalne życie...
3. ZZSK mam, ale nikomu nie oddam

- Madelka
- Początkujący ✽✽
- Posty: 60
- Rejestracja: 27 sty 2012, 12:46
- Choroba: CU
- województwo: małopolskie
- Lokalizacja: Tarnów
Re: Ciąża i zaostrzenie CU, moja historia
zdiagnozowana, na razie sama dieta. diabetolog chce wiedziec czy bez insuliny sie da obejsc.
jutro dzwonie do mojej gastrolog.
niestety nie kazdemu jest latwo jechac na takie spotkania
[ Dodano: 07-12-2012 ]
Jestem w szpitalu. Dzis drugi dzien wlewek doodbytniczych. Zobaczymy co dalej bedzie. Jak ja razie bole jelit ustaly i troche poprawila sie konsystencja stolcow i jest ich mniej. Tutejsi leiarze robili kosultacje z moja lekarka ze slaska. Zobaczymy co bedzie dalej i ile tu jeszcze poleze
jutro dzwonie do mojej gastrolog.
niestety nie kazdemu jest latwo jechac na takie spotkania
[ Dodano: 07-12-2012 ]
Jestem w szpitalu. Dzis drugi dzien wlewek doodbytniczych. Zobaczymy co dalej bedzie. Jak ja razie bole jelit ustaly i troche poprawila sie konsystencja stolcow i jest ich mniej. Tutejsi leiarze robili kosultacje z moja lekarka ze slaska. Zobaczymy co bedzie dalej i ile tu jeszcze poleze
Asamax 500mg 2x2, Aza 75mg/dobe, Proursan 250mg 1x1
REMISJA!!
REMISJA!!
-
- Debiutant ✽
- Posty: 3
- Rejestracja: 13 gru 2005, 14:50
- Choroba: nie ustalono
- Lokalizacja: Cegłów
- Kontakt:
Re: Ciąża i zaostrzenie CU, moja historia
ciążą i zaostrzenie? oto moja historia, która nadal trwa....
w czerwcu po 2 latach spokoju przyszło małe zaostrzenie - nie potrzebna była hospitalizacja, dostałam Asamax i minęło.
W lipcu zaszłam w ciążę i się zaczęło...
W sierpniu przyszła biegunka z krwią - gastroenterolog przepisał mi znów asamax - tabletki 2mg/dzien) i czopki. Czopkow nie brałam, bo przyjmowanie ich jest dla mnie bardzo bolesne. Po kilku tygodniach przyjmowania tabletek niewiele sie poprawiło, więc stwierdziłam, ze trzeba sie zmusić i do czopków więc zaczełam je przyjmowac wg zaleceń (1 na noc). Z każdym było coraz gorzej - z ok 5 stolców dziennie przeszłam na 15, duzo krwi, ból brzucha, nie mogłam spać. Poszłam wiec szybko do lekarza rodzinnego, który dał mi skierowanie do szpitala.
Pojechałam do najbliższego - Międzyleskiego Szpitala Specjalistycznego w Warszawie. Tam, po 9 godzinach na izbie przyjęć, w czasie ktorych dostałam dwie kroplowki i zrobiono mi badania krwi, otrzymałam informację, że "oddział wewnętrzny nie bawi się w CU, szczególnie, że jest Pani w ciąży" i kazano mi iść do gastroenterologa, żeby on coś poradził. Szybko się zapisałam, poszłam na wizytę, zaczęłam opowiadać o co chodzi i... od razu dostałam skierowanie do szpitala, bo on "bez badań nic nie zrobi". Skierowanie dostalam na Oddział Gastroenerologii w Centrum Onkologii w Warszawie (na ul. Roentgena). Po paru dniach czekania na odpowiedz (ponieważ lekarz odpowiedzialny za przyjęcia był na zwolnieniu) zawiadomili mnie, że nie przyjmą mnie "dla mojego dobra", ponieważ nie mają oddziału położniczego - gdyby działo się coś z dzieckiem. Miałam się z tym skierowaniem zgłosić do szpitala MSWiA, ponieważ tam mają oba oddziały.
Zadzwoniłam zatem na oddział wewnętrzny i przesłałam im faksem moją dokumentację.
Po 2-3 dniach uzyskałam informację, że przyjmą mnie "gdy zwolni się miejsce". Dzwoniłam więc przez jakieś 3 tygodnie, ale ciągle mi mówiono "niestety nie ma miejsc, nie wiadomo, kiedy coś się zwolni".
W międzyczasie skończyła mi się biegunka (po odstawieniu leków...) więc już nie dzwoniłam. Jednak po ok miesiącu - znów zaostrzenie, krew, jakieś wielkie skrzepy.
Pojechałam więc do szpitala - po południu, bo myślałam, że będzie mniej ludzi i łatwiej będzie się dostać. Z SORu odesłano mnie na oddział wewnętrzny, bo to ich sprawa. Tam pielęgniarka odesłałą mnie na rozmowę z lekarzem dyżurnym (normalny czas pracy juz się skończył i nie było już przyjęć). Lekarz przejrzaqł moje stare wyniki, popatrzył na mnie i stwierdził, że jego zdaniem mój stan jest za dobry na hospitalizację, że specjalista powinien po prostu przepisać mi silniejsze leki. Zlitował się nade mną i zaprowadził mnie do kolegi, który właśnie przyjmował w przychodni, zeby tamten wystawił mi receptę. Jednak stwierdził, ze potrzebne są badania i powinni mnie położyć na 2-3 dni. Lekarz dyżurny powiedział, żebym przyszła nastęnego dnia i mnie przyjmą.
Następnego dnia zjawiłam się z rzeczami i skierowaniem, z nadzieją, że w końcu mnie przyjmą i ta gehenna się skończy.
W sekretariacie zostałam potraktowana... dość niemiło. Miałam wrażenie, że sekretarka oraz lekarka pamiętają moją dokumentację. Usłyszałam też, że "specjalnie czekałam, aż mi się pogorszy, żeby mnie do szpitala przyjeli, zamiast do specjalisty iść". I że nie ma miejsc - mam się zgłosić po weekendzie. To było w ten piątek. Jutro jest poniedziałek i znów tam jadę. Mam nadzieję, że w końcu mnie przyjmą i dostanę odpowiednie leki.
Ale fakt, że ciężarna jest tak traktowana, przerzucana jak zgniłe jajo, z którym nikt nie chce mieć do czynienia, jest straszny.
Jestem teraz w 5 miesiącu, wg USG moja córeczka jest zdrowa i świetnie się rozwija. Codziennie czuje jej ruchy i nie mogę się doczekać, aby powitać ją na świecie. O ile bardziej mogłabym się cieszyć tym czasem razem z moim narzeczonym, gdybym od kilku miesięcy nie miała zaostrzenia...
w czerwcu po 2 latach spokoju przyszło małe zaostrzenie - nie potrzebna była hospitalizacja, dostałam Asamax i minęło.
W lipcu zaszłam w ciążę i się zaczęło...
W sierpniu przyszła biegunka z krwią - gastroenterolog przepisał mi znów asamax - tabletki 2mg/dzien) i czopki. Czopkow nie brałam, bo przyjmowanie ich jest dla mnie bardzo bolesne. Po kilku tygodniach przyjmowania tabletek niewiele sie poprawiło, więc stwierdziłam, ze trzeba sie zmusić i do czopków więc zaczełam je przyjmowac wg zaleceń (1 na noc). Z każdym było coraz gorzej - z ok 5 stolców dziennie przeszłam na 15, duzo krwi, ból brzucha, nie mogłam spać. Poszłam wiec szybko do lekarza rodzinnego, który dał mi skierowanie do szpitala.
Pojechałam do najbliższego - Międzyleskiego Szpitala Specjalistycznego w Warszawie. Tam, po 9 godzinach na izbie przyjęć, w czasie ktorych dostałam dwie kroplowki i zrobiono mi badania krwi, otrzymałam informację, że "oddział wewnętrzny nie bawi się w CU, szczególnie, że jest Pani w ciąży" i kazano mi iść do gastroenterologa, żeby on coś poradził. Szybko się zapisałam, poszłam na wizytę, zaczęłam opowiadać o co chodzi i... od razu dostałam skierowanie do szpitala, bo on "bez badań nic nie zrobi". Skierowanie dostalam na Oddział Gastroenerologii w Centrum Onkologii w Warszawie (na ul. Roentgena). Po paru dniach czekania na odpowiedz (ponieważ lekarz odpowiedzialny za przyjęcia był na zwolnieniu) zawiadomili mnie, że nie przyjmą mnie "dla mojego dobra", ponieważ nie mają oddziału położniczego - gdyby działo się coś z dzieckiem. Miałam się z tym skierowaniem zgłosić do szpitala MSWiA, ponieważ tam mają oba oddziały.
Zadzwoniłam zatem na oddział wewnętrzny i przesłałam im faksem moją dokumentację.
Po 2-3 dniach uzyskałam informację, że przyjmą mnie "gdy zwolni się miejsce". Dzwoniłam więc przez jakieś 3 tygodnie, ale ciągle mi mówiono "niestety nie ma miejsc, nie wiadomo, kiedy coś się zwolni".
W międzyczasie skończyła mi się biegunka (po odstawieniu leków...) więc już nie dzwoniłam. Jednak po ok miesiącu - znów zaostrzenie, krew, jakieś wielkie skrzepy.
Pojechałam więc do szpitala - po południu, bo myślałam, że będzie mniej ludzi i łatwiej będzie się dostać. Z SORu odesłano mnie na oddział wewnętrzny, bo to ich sprawa. Tam pielęgniarka odesłałą mnie na rozmowę z lekarzem dyżurnym (normalny czas pracy juz się skończył i nie było już przyjęć). Lekarz przejrzaqł moje stare wyniki, popatrzył na mnie i stwierdził, że jego zdaniem mój stan jest za dobry na hospitalizację, że specjalista powinien po prostu przepisać mi silniejsze leki. Zlitował się nade mną i zaprowadził mnie do kolegi, który właśnie przyjmował w przychodni, zeby tamten wystawił mi receptę. Jednak stwierdził, ze potrzebne są badania i powinni mnie położyć na 2-3 dni. Lekarz dyżurny powiedział, żebym przyszła nastęnego dnia i mnie przyjmą.
Następnego dnia zjawiłam się z rzeczami i skierowaniem, z nadzieją, że w końcu mnie przyjmą i ta gehenna się skończy.
W sekretariacie zostałam potraktowana... dość niemiło. Miałam wrażenie, że sekretarka oraz lekarka pamiętają moją dokumentację. Usłyszałam też, że "specjalnie czekałam, aż mi się pogorszy, żeby mnie do szpitala przyjeli, zamiast do specjalisty iść". I że nie ma miejsc - mam się zgłosić po weekendzie. To było w ten piątek. Jutro jest poniedziałek i znów tam jadę. Mam nadzieję, że w końcu mnie przyjmą i dostanę odpowiednie leki.
Ale fakt, że ciężarna jest tak traktowana, przerzucana jak zgniłe jajo, z którym nikt nie chce mieć do czynienia, jest straszny.
Jestem teraz w 5 miesiącu, wg USG moja córeczka jest zdrowa i świetnie się rozwija. Codziennie czuje jej ruchy i nie mogę się doczekać, aby powitać ją na świecie. O ile bardziej mogłabym się cieszyć tym czasem razem z moim narzeczonym, gdybym od kilku miesięcy nie miała zaostrzenia...
sram na CU 

- Truskawka
- Aktywny ✽✽✽
- Posty: 739
- Rejestracja: 20 lip 2011, 16:01
- Choroba: niesklasyfikowane NZJ
- województwo: wielkopolskie
- Lokalizacja: Poznań
Re: Ciąża i zaostrzenie CU, moja historia
Witaj Lady Thatcher:) To straszne co piszesz...współczuję bardzo:)
Trzymam kciuki i daj znać co u Ciebie:)
Trzymam kciuki i daj znać co u Ciebie:)
Truskawka:)


- kafka
- Początkujący ✽✽
- Posty: 429
- Rejestracja: 18 lut 2010, 15:15
- Choroba: CD
- województwo: małopolskie
- Lokalizacja: Kraków
Re: Ciąża i zaostrzenie CU, moja historia
Niestety zgodzę się, że ciężarne kobiety z NZJ traktuje się, jak to dobitnie określiła Lady, jak zgniłe jajo. Też tego doświadczyłam, ale na szczęście mój stan był o niebo lepszy. Trzymam więc za Ciebie i dzieciątko kciuki i życzę wszystkiego dobrego.
- Agu
- Początkujący ✽✽
- Posty: 140
- Rejestracja: 23 wrz 2009, 23:43
- Choroba: CD
- województwo: mazowieckie
- Lokalizacja: Warszawa/Dęblin
- Kontakt:
:)
W końcu udało mi się zaleźć jakiś realistyczny wątek na temat ciąży i naszych leków:) Jestem już w 22 tygodniu a od początku czytam tylko, że przy leku który biorę nie można zachodzic w ciążę;)
Azathioprinę biorę jakoś od 3 lat, nie mam żadnych obiajów chorobowych od tego czasu. Co do odporności to też jakoś nie jest źle.
Zaciekawiło mnie natomiast skąd taka rozbierzność informacji odnośnie AZA czy Imuranu. Mi lekarz na dzień dobry powiedział, że mogę brać ten lek również w ciąży. Przy pierwszej próbie z Imuranem miałam 19 lat, wiec może dlatego zapadło mi to głęboko w pamięć
Mało się w głowę nie popukałam jak mi mówił o dzieciach
Za to teraz bardzo mi się przydala ta informacja, bo najdziwniejsze rzeczy można przeczytać . Gdyby nie mój lekarz to bym pewnie umierała ze strachu.
A tak ja jestem zdrowa a mały bądź mała rozwija się wg lekarzy wzorowo:) Także pozdrawiam wszystkie mamy z NZJ:)
Azathioprinę biorę jakoś od 3 lat, nie mam żadnych obiajów chorobowych od tego czasu. Co do odporności to też jakoś nie jest źle.
Zaciekawiło mnie natomiast skąd taka rozbierzność informacji odnośnie AZA czy Imuranu. Mi lekarz na dzień dobry powiedział, że mogę brać ten lek również w ciąży. Przy pierwszej próbie z Imuranem miałam 19 lat, wiec może dlatego zapadło mi to głęboko w pamięć


A tak ja jestem zdrowa a mały bądź mała rozwija się wg lekarzy wzorowo:) Także pozdrawiam wszystkie mamy z NZJ:)
-
- Początkujący ✽✽
- Posty: 288
- Rejestracja: 29 wrz 2009, 11:49
- Choroba: CU
- województwo: dolnośląskie
- Lokalizacja: z tamtąd
Re: Ciąża i zaostrzenie CU, moja historia
w zajezdni cięzarówek dokładnie opisałam moją historię, a tu w skrócie-
po 2 latach kompletnej remisji, a w 5. m-cu ciązu - nagłe zaostrzenie, prawie dwa miesiące codziennego krwawienia z dupencji. Dostałam sterydy (od 20mg w dół). teraz końcówka 8go m-ca, od 1,5 m-ca nie ma krwawienia, zeszłam juz do 5mg sterydów (w sumie dopiero kilka dni.. zobaczymy czy ta dawka wystarczy) plus pianka z mesalazyny 1g.
Czuję się ok, niestety córeczka za mało rośnie. Za tydzień sie okaze, czy trzeba bedzie ją wyciagnąć szybciej.
powodzenia wszystkim mamusiom!!!!!!!!!!!!!
[ Dodano: 29-07-2013 ]
ps. zelazo mam w normie (blisko minimum ale ok)
od poczatku ciąży przytyłam zaledwie 3kg...
Mała jest bardzo aktywna w brzuchu, więc tym sie pocieszam...
po 2 latach kompletnej remisji, a w 5. m-cu ciązu - nagłe zaostrzenie, prawie dwa miesiące codziennego krwawienia z dupencji. Dostałam sterydy (od 20mg w dół). teraz końcówka 8go m-ca, od 1,5 m-ca nie ma krwawienia, zeszłam juz do 5mg sterydów (w sumie dopiero kilka dni.. zobaczymy czy ta dawka wystarczy) plus pianka z mesalazyny 1g.
Czuję się ok, niestety córeczka za mało rośnie. Za tydzień sie okaze, czy trzeba bedzie ją wyciagnąć szybciej.
powodzenia wszystkim mamusiom!!!!!!!!!!!!!
[ Dodano: 29-07-2013 ]
ps. zelazo mam w normie (blisko minimum ale ok)
od poczatku ciąży przytyłam zaledwie 3kg...
Mała jest bardzo aktywna w brzuchu, więc tym sie pocieszam...