Nie, wcale się nie upieram, że trzeba koniecznie jeść wszystkie warzywa. Jeśli coś szkodzi, to ewidentnie trzeba to wyrzucić z diety (np. mi od czasu CU szkodzi gotowana kapusta). To samo radzę wszystkim innym - próbować wprowadzać po jednym nowym produkcie do diety i sprawdzać jaki wywołuje skutek. Dlatego gdy ktoś próbuje i stwierdza - to mi szkodzi, to jasne, że nie powinien tego jeść. Ale jeśli ktoś nie spróbował, to proszę, aby to robił, gdyż może się okazać, że nie jest na to uczulony. Myślę, że wszystko zależy od rodzaju mutacji genów przy colitis ulcerosa. Dlatego wszyscy mamy tak odmienne zdania.
I zgadzam się z moimi szanownymi przedmówczyniami w tej kwestii.

W kwestii mleka mam takie spostrzeżnia - kiedyś jadłem wszystkie produkty mleczne i wydawało mi się, że nie miałem alergii na żaden produkt, ale kiedy dostałem colitis ulcerosa, otrzymałem bezwzględny zakaz jedzenia. Kiedyś chodziłem na kibelek z powodu biegunki 1-2 razy na miesiąc, a teraz nie mam żadnej od czasu colitis ulcerosa. Być może tamte biegunki mogło wywoływać sporadycznie mleko lub jakieś jego produkty. Wtedy nie potrafiłem wyeliminować produktu odpowiedzialnego za to, ale pamiętam, że zawsze jadłem jakiś nabiał.
Hasło reklamowe "Pij mleko - będziesz wielki" jest po części prawdą, ale nie o taki sens chodziło reklamodawcom. Rzeczywiście od picia mleka, jak i innych produktów mięsnych nafaszerowanych antybiotykami średnia wzrostu znacznie wzrasta. Dzisiaj nierzadko mamy 2-metrowców i większych mężczyzn i blisko 2-metrowe kobiety. To zasługa hormonów wzrostu, które są zarówno w mleku jak i głównie w drobiu. Producenci nie przejmują się tym, że to może szkodzić ludziom, ale tym, że kurczak szybciej idzie pod noż i więcej zarobią. Czasem przejdzie koło mnie taki King-kong i chociaż mam 183 wzrostu, to czuję się jak kurdupel. Problem ze wzrostem polega na tym, że im kto wyższy, tym krócej żyje. Nie będę się rozwodził dlaczego, bo szkoda mi czasu. Problemem numer dwa jest to, że narządy ludzkie nie powiększają się w takim tempie jak wzrost człowieka i często mają problemy z obsłużeniem takiej masy ciała. Poza tym antybiotyki zawarte w mleku też szkodzą.
To kolejny argument za, aby nie faszerować dorosłych mlekiem, a dzieci w szczególności.
Problem braku wapnia u dzieci wynika z faktu, że matki często same nie robią im śniadań,
a dzieci dostają pieniądze, aby same się dożywiały. Nietrudno zgadnąć, że w dobie wszechobecnej reklamy dziecko nie weźmie do buzi kromki w szynką, czy z serem lub jabłka, ale słodycze (batoniki, cukierki), chipsy, paluszki, czy będzie się żywić w fast-foodzie, które już zaczynają wkraczać do szkół, bo nikt nie jest lepszym klientem od dziecka, które nic nie wie o zdrowym jedzeniu. Będą zaś popijać Coca-colą lub innym badziewiem, a nie dostaną herbaty, bo przeważnie im nikt tego nie zaoferuje. Poza tuczeniem się taka dieta wyzwala u dziecka jeszcze większy głód i kółko się zamyka.
Nauczone za młodu takimi nawykami zawsze3 będzie się odżywiać, a wprowadzana przez rodziców zdrowa dieta będzie im nie smakować, będzie wywoływać frustrację i będą podjadały między posiłkami. Obejrzyjcie siobie "super-size me". Tam w ramach problemów
z trudną młodzieżą zastosowano eksperymentalną dietę złożoną z mięs, warzyw i kasz, którą przygotowują sami uczniowie. Wyniki są bardzo obiecujące - dzieci nie mają większości objawów psychicznych, które miały przy obżeraniu się śmieciowym jedzeniem. Zwiększyła się im koncentracja i tolerancja rówieśników, zmniejszyła agresja, spadła waga do normalnej, a jeśli nawet nie, to zmniejszyła się ilość tłuszczu i zwiększyła ilość dobrego choresterolu.
A dlaczego eksperymentalną? Bo dzisiaj prawie każde dziecko żyjące w USA żywi się głównie w fast-foodach, bo rodzice nie mają czasu na zadbanie o prawidlowe żywienie lub po prostu sami się tak żywią, bo padli ofiarą reklam. Na głupocie ludzkiej żeruje się najłatwiej, a na reklamy promujące samego McŚmiecia firma wydaje 2 do 3 miliardów dolarów, podczas gdy instytucje promujące zdrowe żywienie mają 3 miliony dolarów. Liczby mówią same za siebie. Każde dziecko w USA ogląda 10 tysięcy reklam rocznie.
Wyniki dotychczasowego sposobu odżywiania Amerykanów są co najmniej alarmujące.
Co 3 dziecko, które się urodzi dziś w Ameryce będzie cierpiało na cukrzycę, nie mówiąc już o chorobach układu krążenia, kostnego i nerwowego oraz kłopotów z niewydolnoscią poszczególnych organów wewnętrznych. Czas jakoś zadziałać. Naszego kraju niedługo też to będzie dotyczyć. Myślę, że to kwestia 10 lat. Zło szerzy się tam, gdzie dobrzy ludzie ni robią nic.
W dzisiejszych czasach hasło jedz warzywa 5 razy dziennie wygląda tak - jedna firma promuje swoje zupki w proszku z dodatkiem wysuszonych kawałków, a właściwie pozostałości po warzywach, bo twierdzą, że lepiej mieć to razem w ich cudownej zupce. Po co się męczyć - lekarz wypisze lek. A na wzdęcia i gazy coś na wątrobę, a na ból brzucha no-spa lub inny szajs. Dzisiaj dieta może być nie przestrzegana, bo przecież są leki.
A one wszystko załatwią, nieprawdaż? A to, że zniszczą komuś organizm to skutki uboczne. W końcu trudno podać kogo do sądu, bo za to odpowiada nie jeden lek, ale cała gama, a na ulotce są wypisane skutki uboczne. Tylko, kto ma dzisiaj czas czytać.
Trochę to smutne, ale niektórzy trzeźwieją dopiero na stole operacyjnym i tłumaczą się, że
nic nie wiedzieli. Niewiedza wprawdzie nie boli wprost, ale jej skutki tak.
Próbowałem na początku remisji wprowadzać wprawdzie sporadycznie ser biały i żółty do diety, ale kończyło się na bólu w nadbrzuszu i swędzeniu jelita.
Co do zdania Mamci, że korzystam z rad nawiedzonych codotwórców, to nieprawda, gdyż także sugerowałem się wynikami badań, tyle, że nie tych samych, co ona.
A poza tym to moglibyśmy się tak przerzucać teorią w nieskończoność.
A co do zasad medycyny chińskiej to ma ona 2500 lat, Chińczycy zaś są jednym z najzdrowszych naródów świata i jeśli ktoś nie uznaje zasad tej medycyny, to już nie moje zmartwienie. Ja także nie wierzyłem w jej zalecenia, dopóki sam nie spróbowałem.
Na przykład trzykrotnie doszedłem do zdrowia dzięki akupunkturze, chociaż konwecjonalnymi metodami, to nie skutkowało, a tylko nałykałem się różnych dziwnych antybiotyków, które tylko wyniszczyły mój organizm. Mam wrażenie, że większość lekarzy w przychodniach i poradniach specjalistycznych eksperymentuje na pacjentach wypisując leki na zasadzie "może pomoże, a jak nie, to wypiszę następny" naprawdę nie mając należytego rozeznania, co tak naprawdę jest przyczyną problemu. Lekarze konwencjonalni leczą tylko skutki, a nie przyczyny. Niech te osoby, które tak bardzo kochają wszystkich "ludzi w kitlach" wezmą pod uwagę. Uważam, że najlepszym rozwiązaniem jest korzystanie ze zdobyczy obu medycyn, a nie negowanie medycyny naturalnej, jeśli się nie ma o niej "zielonego pojęcia". Pokutują tu też naciąganie ludzi na kasę przez tzw. cudotwórców - oszustów, którzy gwarantują ludziom leczenie różnymi niesprawdzonymi specyfikami. Dobrego specjalistę medycyny naturalnej cechuje to, że nie neguje on medycyny konwencjonalnej i sugeruje, aby ktoś, kto leczy się już u lekarza medycyny zachodniej
nie porzucał leczenia konwencjonalnego. Medycyna chińska świetnie uzupełnia medycynę zachodnią i jest skuteczna tam , gdzie nasi specjaliści zawodzą i rozkładają bezradnie ręce
lub proponują oprację tam, gdzie można jeszce ratować organizm leczeniem nieinwazyjnym. Wiem, że lekarze zachodni negują medycyną naturalną oskarżając nawet o oszustwo. Jednak, gdy ktoś zdrowieje po wizytach u "Magika" ze wschodu, pomimo tego, że oni nie potrafili pomóc, to mówią o efekcie sugestii, albo o samoistnym cofnięciu choroby.
Osobiście jednak znam też takich lekarzy, którzy sami chodzą do "czarowników" ze wschodu, bo "pigularze" nie potrafili im pomóc. Nigdy jednak nie przyznają się do tego przed swoimi kolegami po fachu, gdyż po prostu boją się ich reakcji. Nie żyjemy niestety w tolerancyjnym kraju i wszystko to, co nie jest normą, jest wyśmiewane lub krytykowane.
Trzeba być bardzo pewną siebie, asertywną osobą, aby walczyć z tego typu uprzedzeniami.
Zresztą wszyscy znają lecznicze działanie ziół i to uznają, a gdy ktoś twierdzi, że rodzaj jedzenia może wpłynąć na zlikwidowanie stanu chorobowego, to nikt nie daje wiary, a wręcz się oburza, że to herezja. Taka mała niekonsekwencja.
Nie gniewaj się Mamciu za tę dygresję, ale po twoim komentarzu mam takie odczucia, że
jestem jakimś "szamanem z piekła rodem". Ja w każdym razie się nie gniewam na ciebie,
więc mam nadzieję, że ty też zrozumiesz mój punkt widzenia.
Szanuję tylko tych lekarzy, którzy się znają na swojej robocie, a z przykrością muszę przyznać, że w służbie zdrowia pracuje coraz więcej konowałów lub ludzi, którzy trafili do służby zdrowia raczej z przypadku, a nie z powołania. Nie wspomnę już o łapownikach, którzy zaczynają leczyć dopiero po dostarczeniu koperty z odpowiednią zawartością, a tacy są też na porządku dziennym. Może to wina migracji najlepiej przygotowanych lekarzy do krajów zachodnich Unii za chlebem, ale chyba mamy jeszcze jakiś ekspertów-patriotów, których żadna kasa nie skusi do wyjazdu.
Przepraszam, że narzekam, ale poziom świadczonych usług w pakiecie podstawowym (ze składek) jest czasem tak tragiczny, że po prostu brakuje mi słów. Jesteśmy w Unii na szarym końcu pod względem skuteczności leczenia, choć ilości pieniędzy przeznaczonych na leczenie danego pacjenta nie jest wcale zła. Problem w tym, że większość szpitali tymi pięniędzmi spłaca długi, a pieniądz nie idzie za pacjentem i kasa jest przydzielana uznaniowo odgórnie, a nie tam, gdzie faktycznie potrzeba. I te beznadziejne terminy do specjalistów.
Zgadzam się za to ze zdaniem Mamci, że szczególnie sery i jogurty są bogatym źródłem wapnia i białka - nie mogę temu zaprzeczyć, bo są przetworzone i jeśli ktoś toleruje te produkty, to nie widzę przeciwskazań, aby je jadł. Twiedzę natomiast, że przy tak wrażliwym jelicie, jak przy CU, jeśli ktoś ma biegunki i nie może ich wyeliminować pomimo lekarstw, to powinien się zastanowić nad tym, czy przypadkiem nie one są przyczyną tych biegunek. Poza tym na przykład ser żółty silnie zakwasza organizm, powoduje zgagę, może też zaburzać pracę jelit z tego powodu, że jest produktem alergogennym i zwiększa wytwarzanie nieprawidłowej flory bakteryjnej. Poza tym nie wolno jeść serów pleśniowych, ale to chyba wiecie.
Sugeruję, że najlepiej jak każdy osobiście sprawdzi, co mu szkodzi, a co nie, ale jeśli zachorował niedawno, to niech trzyma się ogólnych zaleceń, a po wprowadzeniu w stan remisji niech zacznie kombinować. Nie obarczam mleka całym złem. Jednak nawet cielaki dostają mleko tylko przez pierwsze pół roku, a potem tylko wodę i paszę i nie cierpią na osteoporozę, bo wapń jest w roślinach w stopniu dużo bardziej przyswajalnym, niż w mleku. Przy hodowli kotów także nie zaleca się karmić ich mlekiem. Dowiedziałem się o tym dopiero, gdy zachorowała moja kotka. Okazało się, że większość kotów nie toleruje mleka. Teraz dostaje tylko wodę, ale sam daję jej łyżeczkę śmietany dziennie, która dostarcza jej zdrowych bakterii i nie wywołuje biegunek. Poza tym to, że mleko skracało w badaniach kotom życie o połowę i cierpiały na typowe choroby człowieka też daje wiele do myślenia.
Osobiście jem na przykład masło, choć wiem, że nie powinienem z powodu tłuszczu, który w nadmiarze zapycha pracę jelita, ale nie powoduje u mnie żadnych sensacji pod warunkiem, że nie przesadzam z jego ilością. Masło jest też cennym uzupełnieniem diety (m.in. wit.D)
i mimo jego minusów wolę je, niż masła roślinne, które zawierają tzw. tłuszcze trans
(właściwa nazwa to izomery trans kwasów tłuszczowych) powstające podczas utwardzania olejów roślinnych (i bardzo szkodliwe) oraz metale, a także konserwanty niekorzystne dla człowieka, które jednak są niezbędne przy produkcji tłuszczów roślinnych. Dlatego pomimo generalnych zaleceń w tej kwestii, także i tutaj łamię zasadę.
Co zaś się tyczy osteoporozy, to może się nawet dam przebadać pod tym kątem w przychodni. W końcu nie jem żadnych serów, jogurtów, śmietany i nie piję mleka już od czterech lat.

Czy grozi mi osteroporoza? Nie sądzę, ale chętnie przedstawię wyniki, jeśli już się przebadam. Ogólnie stwierdzam, że rozgrzałem tu niektórych, ale mam nadzieję, że wyjaśniliśmy wszystko. Nikogo nie namawiam do stosowania moich zaleceń - w moim przypadku dieta świetnie się sprawdza. Jednak proszę o zastanowienie się nad wszystkimi argumentami za i przeciw. Radzę dopasowywać dietę w zależności od zachowania Waszych
jelit, a nie tego, co ktoś pisze. Liczę na zdrowy rozsądek wszystkich, którzy chcą nieco modyfikować swą dietę. Jeśli coś się nie sprawdza, to zmiana jest wręcz konieczna. Dziękuję za spory odzew w tym temacie i cenne uwagi, które mogą pomóc potencjalnym chętnym do zmiany nawyków żywieniowych. Starałem się tylko przedstawić alternatywę dla sztywnych zaleceń lekarskich i upodobań większości ludzi na forum wynikających głównie z tradycyjnego podejścia do problemu. Na pewno wprowadziło to dużo kontrowersji, ale to tylko jedna z dróg do powrotu do zdrowia. Każdy niech wybiera sam, co mu odpowiada.