W grudniu bylem u gastrologa, wziąłem papiery z badaniami i pełen nadzieji wyruszyłem w nieznane. Niestety facet dobrze po 60 nie potraktował mnie poważnie. Po opisaniu objawów ze ja juz z tym zyc nie moge bo sie psychicznie kończę przepisał mi duspatalin, omeoprazol i probiotyki. Stwierdzil ze kolonoskopii nie ma sensu robic bo robi sie ja raz na 10 lat. Pomacal mnie i powiedzial ze brzuch ksiazkowy. Mowie mu ze dupataliny tribuxy znam i bardzo dlugo probowalem sie leczyc nimi bez skutku ale byl juz chyba tak zmeczony (bylem ostatni w kolejce) ze mnie prawie wyprosil z gabinetu.
Czlowiek cud - mial rentgen w oczach i odrazu wiedzial ze mam ibs. A stany zapalne w zoladku i jelitach to ma kazdy przeciez. Zalamalem sie bardzo duspatalinu nawet nie wykupowalem bo wiedzialem ze nie pomoze.
Ale w tej calej mojej posranej a raczej popierdzianej historii pojawilo sie malutkie swiatelko w tunelu.
Od listopada do stycznia 3 razy bylem chory i chyba niedoleczony. Po badaniach krwi wyszlo mi ze mam leukocyty ponizej normy (17 czegostam norma od 24) czyli slaba odpornosc. W polowie stycznia zachorowalem na grype od gardla przez nos a na kaszlu skonczywszy i tym razem grypsko nie chcialo ulec - kaszel nie ustepowal po zwyklych witaminach i ogolnodostepnych lekach na grype. Rodzinna przepisala mi lek Auglavin czyli podstawowy antybiotyk na zakazenia gornych drog. Balem sie jak cholera wziasc bo wiem ze TO czyli antybiotyki spowodowaly te wszystkie moje dolegliwosci. Ale sprobowalem bo tomoglozejsc mi na pluca. Pierwszy dzien mnie przeczyscilo - sama woda ze mnie leciala. Ale UWAGA po 3 dawce antybityku moje dolegliwosci wszystkie ustapily w 90 procentach!! Przestalem "czuc brzuch" nie odbijalo mi sie po jedzeniu, pokarm siedzial spokojnie w zoladku, brak pelnosci po posilku moglem jesc co chcialem i tak byl spokoj!! Wyproznie raz do 2 razy dziennie normalne lekko zasygnalizowane przez jelita, lekko poszlo bez bolow po. Gazy? ok 2 razy przed wyproznieniem czyli norma jak cholera. Cala noc i calymi dniami przestalem odczuwac ze pokarm wbrzuchu mi przeszkadzal. Boze jakiej ja checi do zycia nabralem! Bez przejecia ze smiejac sie puszcze baka przy ludziach poprostu czulem TAM spokoj jak zdrowy czlowiek. Antybiotyk bralem 7 dni a

Niestety wszystko co dobre kiedys mija i tak sie stalo. Jelita wrocily z podwojna sila. Gazy mnie rozrywaja od srodka spowrotem a cisnienie na nie jest nie do wytrzymania, musze czesto stanac i zacisnac mocno posladki. Wczoraj wypilem 2 piwa, a rano malo mnie nie rozerwalo takie rozbryzgiwanie kalu gazowego po calej muszli, masakra. A zdarza mi sie to czesto. Nie musze mowic jakie zazenowanie czuje po czyms takim.
Ehhh jutro dopisze reszte bo zyje nadzieja ze ten antybiotyk to byl jakis znak ze chodzi o zakazenie czyms co nie daje mi zyc. Tylko czym?
Pozdrawiam wszystkich co przeszli przez katorge czytania tego niesformatowanego tekstu.