moja żona się odchudza...
tzn. złe wyniki cholesterolu,troche brzuszek po zimie,
troche "wietrzenie szafy", czyli - o mój boże,nic na mnie nie pasuje

No i stało się.
Od 2 miesięcy się odchudzamy

,
znaczy kompletna zmiana jadłospisu,
wyrzucenie wszelkiego rodzaju tłuszczu i cukru,
jak najwięcej warzyw i owoców,nabiał chudy tylko...itp.
To jest naprawdę ok.
Tylko,że nie dla mnie i mojego stanu.
W tej chwili widać już efekty naszego wspólnego odchudzania.
Tym bardziej,że żona uparcie pedałuje na rowerze treningowym codzienie około godziny,a to nie tak łatwo,no bo tam nie ma TV,
no ale zastąpiła ten element treningu ściąganymi filmami w kompie,
więc jakoś sobie radzi.
No i codzienne spacery z psem,też około godziny,w zależności od pogody.
Ja spokojnie choruje,więc jestem zwolniony z tych atrakcji ruchowych,
ograniczam się do do jazd autem na zabiegi
Tak więc mamy efekty,
żona przytyła z 2 kilogramy,
a ja schudłem około 10 kilogramów
Nie ma to jak wspólne odchudzanie
Ps. najbardziej szęśliwy jest pies,te spacery mu się bardzo podobają
