biedronka24 pisze: ↑23 lut 2018, 12:49
Też miałam EUS. Ale dostałam tylko dormicum. Ale tak dużą dawkę, że odleciałam całkowicie.
Biedronka24, a wykazało coś u Ciebie to badanie - tzn. przydało się jakoś
deth pisze: ↑23 lut 2018, 09:08
Z moich walk z lekami pomaga dokladne przyjrzenie sie wlasciwie czego sie obawiam. Zalozenie, ze ow czarny scenariusz moze sie wydazyc i co bede musial zrobic i jak sie zachowac.
Prawdę mówiąc to my żyjemy w taki sposób na co dzień

Ja właśnie tak interpretuję cytat z serialu GoT, który mam w podpisie

To było w ostatnim sezonie, kilka miesięcy temu - gdy usłyszałam te słowa, to od razu pomyślałam o CU i o walce z chorobą.
Ale takie podejście do sprawy jakoś nie łagodzi mojego lęku.
deth pisze: ↑23 lut 2018, 09:08
Jesli jest irracjonalny, silny i trudno mu sie przyjrzec
Niestety dokładnie tak jest - silny i irracjonalny lęk.
Od dnia diagnozy nie mogę się tak w 100% zrelaksować, bo bezustannie mam wrażenie, że zaraz stanie się coś złego.
Nie znoszę telefonów czy smsów, bo boję się, że ktoś dzwoni z jakimiś złymi wiadomościami dotyczącymi męża.
Co drugą, trzecią noc męczą mnie okrutne i realistyczne koszmary, po których nie mogę później usnąć do samego rana.
A jak budzę się w nocy i jego nie ma w łóżku (co się zdarza, bo w związku z kamicą bierze leki moczopędne, więc czasem wstaje do łazienki albo np. się napić, bo one nasilają pragnienie) - to dostaję przez moment autentycznej paniki, serce tak mi wali, że mam mdłości i palące bóle w klatce - i potem mąż mnie musi uspokajać przez pół godziny albo dłużej, żebym w ogóle mogła usnąć z powrotem.
Choroba często atakowała w nocy, więc mam swego rodzaju traumę.
Ja nigdy nie narzekam na jakieś pierdoły, ale czasami to jestem już naprawdę wykończona sama sobą i mam samej siebie dość.
deth pisze: ↑23 lut 2018, 09:08
Ale nic bArdziej od modlitwy skuteczniejszego nie ma. Powaznie. Przekonalem sie nie raz, ze takie tam codzienne prosby o dyperele, to sa wysluchane lub nie, ale gdy jest powazne zagrozenie, jakis pozytyw z zewnatrz zawsze zadzialal
No muszę przyznać, że podczas pobytu męża w szpitalu - w tych najbardziej przykrych, rozpaczliwych i stresujących chwilach, gdy leki nie pomagały i dali mu do podpisania zgody na operację, stomię itd. - zadziałało idealnie, aż trudno mi było w to uwierzyć.
W sumie to nigdy wcześniej mi się coś takiego nie przytrafiło.