jestem tu po raz pierwszy w charakterze aktywnego użytkownika, od jakiegoś czasu czytałam wpisy innych, szukając osób o zbliżonym problemie. Mam 35 lat, jestem matką 3letniego chłopca, nie pracuję zawodowo. Zdrowie szwankuje mi praktycznie od dziecka. W podstawówce zostałam zdiagnozowana z Zespołem Raynaud, w okresie studiów doszedł Zespół Sjogrena. W rodzinie choroby auto to normalka, zarówno ze strony ojca jak i matki, więc to mnie akurat specjalnie nie dziwi. Ale do rzeczy.
Około 8 lat temu, po najzwyklejszej w świecie wizycie w WC poczułam, że "coś " popuściłam w majtki i że ewidentnie wydostało się to "przodem". Była to ku mojemu przerażeniu treść pokarmowa. Sytuacja powtarzała się przez dwa dni, ja w tym czasie umówiłam wizytę u ginekologa. Lekarka stwierdziła, że mój opis wskazuje na przetokę pochwowo-odbytniczą, ale badanie "fotelowe" tego nie potwierdziło, więc uznała, że "coś mi się przywidziało". Przez kolejne parę lat był spokój.
Po jakimś czasie jednak zaczęły się sporadyczne sytuacje z gazami wydostającymi się "przodem". W końcu zaszłam w ciążę.
I jakiś miesiąc po rozwiązaniu zaczęła się na dobre moja gehenna zdrowotna, trwająca nieprzerwanie do dnia dzisiejszego. Pewnego dnia po zjedzeniu gołąbków dostałam potwornego wzdęcia, po czym gazy zaczęły w ogromnej ilości wydostawać się niewłaściwą stroną. Od tamtego momentu działo się to już codziennie, również nocą.
Oczywiście znów poszłam do ginekologa, który próbował mi wmawiać, że to "zapowietrzenie pochwy", oczywiście ja znam z doświadczenia to zjawisko i potrafię je odróżnić od emisji zwykłych gazów jelitowych o nieprzyjemnym zapachu. Nie chciało mi się kłócić z lekarzem, więc umówiłam się w te pędy na prywatną kolonoskopię. Pan gastrolog zrobił mi ją z wielkiej łaski, żartując że sobie coś uroiłam, oczywiście w opisie badania wpisał, że nic nie znalazł, jelito zdrowe. A ja czułam się coraz gorzej. Zaczęłam mieć niekończące się wzdęcia, słabłam (doszło do tego, że mąż wnosił mnie po schodach na piętro), traciłam na wadze. Zaczęły się też papkowate, żółte wypróżnienia. Ponieważ lekarze, do których się udałam ograniczali się do wypisywania kolejnych recept (Debretin , Tribux forte itd), a leki nic nie dawały, postanowiłam nadal diagnozować się we własnym zakresie.
Wykonałam enterografię MR jelit. Badanie nie wykazało kompletnie nic. Niby fajnie, ale trudno się cieszyć gdy człowiek czuję się coraz gorzej a ma na dodatek małe dziecko pod opieką.. Po jakimś czasie doszedł kolejny martwiący objaw - poranny mocz był po prostu brunatny. Z początku myślałam, że to może po burakach, ale sytuacja powtarzała się dzień w dzień. Oddałam mocz do analizy a tam bilirubina w ilości:high, amylaza przekroczona kilkukrotnie. Laborantka powiedziała, że mam mocz jak człowiek z wykończoną trzustką. Poszłam z tym do lekarza a tu znów podśmiechujki.
Zrobiłam więc na własną rękę kolejne badanie - TK jamy brzusznej celowane w trzustkę (usg nic nie wykazało). Trzustka była powiększona w dwóch miejscach: ogon i głowa. Zasugerowano autoimmunologiczne zapalenie trzustki i badanie specyficznych przeciwciał. Badanie krwi dało wynik ujemny. Potem był szpital (Wrocław Koszarowa), gdzie w zasadzie nie spotkało mnie nic poza pasmem upokorzeń (pan ordynator był rozbawiony moimi opowieściami o przetoce). Ponieważ w szpitalnym badaniu moczu wyszły bakterie, jeden z lekarzy zasugerował, że może przetoka ma inną lokalizację: między jelitem cienkim a pęcherzem. Wykonano mi cystografię i cystoskopię. Na jednym ze zdjęć rtg pojawiło się "coś", co przypominało podobno bąbelek gazu. W wypisie napisali, że może to być pośredni dowód na istnienie przetoki. Ale de facto diagnozy żadnej nie otrzymałam.
W czasie pobytu w szpitalu mój stan nadal się pogarszał - tzn. miałam coraz większy problem z odchodzeniem gazów: potrafiły stać w jelitach po dwa dni, trudno było mi spać. Zgłaszałam to, ale jak zwykle kończyło się na pobłażliwych uśmiechach personelu. Po wyjściu ze szpitala pojechałam z mężem do Warszawy, do prof. Durlika. Podczas 5-minutowej wizyty pan profesor stwierdził, że zapewne mam Crohna i towarzyszące mu autoimmunologiczne zapalenie trzustki i że przyjmie mnie na oddział w celu dalszej diagnostyki. Ucieszyłam sie, że ktoś wreszcie chce mi pomóc. Ku mojemu zdziwieniu już w pierwszych godzinach pobytu na oddziale zaczęto mnie przygotowywać do operacji. Jakiej operacji?? -zapytałam. Okazało się, że będą wycinać przetokę (mimo, że nie została na 100% ustalona jej lokalizacja) oraz w razie konieczności usuwać trzustkę. Zdębiałam..po czym wypisałam się na własne żądanie. Może się to wydawać wielu osobom dziwne, ale nie jestem w stanie zaakceptować sytuacji, że ja podczas kiedy będę pod narkozą, ktoś bez mojej wiedzy powycina mi to i owo z jamy brzusznej, nie mając nawet wstępnej diagnozy. Po ucieczce przed skalpelem zaczęłam szukać pomocy gdzie indziej.
Udałam się do bioenergoterapeuty. Poleciła mi go co ciekawe znajoma pracująca w służbie zdrowia. Mówiła, że wielu pacjentów udaje się do niego, że stawia trafne diagnozy ("widzi" narządy) a nawet leczy. No więc zaczęłam jeździć systematycznie do tego człowieka. Brał za to naprawdę grosze, a ja zaczęłam czuć się lepiej - nie wiem, czy to za sprawą mojej wiary, czy rzeczywiście ów pan miał niezwykłą moc. Faktem jest, że przez kolejne 2 lata nie czułam się osłabiona, wróciłam do mojej wagi, skończyły się trudności z oddawaniem gazów, a mocz stał się jasny - badania potwierdziły, że nie ma w nim bilirubiny. Szczęście moje niestety chyba dobiegło końca..
Dosłownie po zeszłorocznych Świętach Bożego Narodzenia zaczęłam znów mieć problem z wzdęciami i zalegającymi po kilka dni gazami. Nie byłam w stanie spać, żadne preparaty typu Ulgix nie pomagały. Zauważyłam też, że wypróżnienia są jakby mniejsze objętościowo. W końcu zaczęłam się wypróżniać co dwa, trzy, pięć dni. W kale regularnie zaczęła pojawiać się krew - świeża, jaskrawoczerwona. Obecnie jest coraz gorzej. Wróciło potężne osłabienie, a wypróżnienia są nie tylko nieregularne ale też ołówkowate - dosłownie grubości kciuka. Oczywiście udałam się z tym już do gastrologa. Wysłuchał mnie, zbadał brzuch palpacyjnie i ......przepisał Tribux Forte

Opisałam Wam wszystko co działo się na przełomie wielu lat, bo uważam, że to jest cały czas ta sama choroba ....chciałabym wiedzieć tylko, jaka....Boję się w tej chwili najgorszego, czyli raka...Czy ktoś miał podobne dolegliwości i mógłby mi podpowiedzieć, jakie badania jeszcze mogłabym wykonać. Do lekarzy jestem dość mocno zrażona, nikt nie chce zlecać mi badań, patrzą jak na kosmitę gdy opowiadam o tych wszystkich objawach... a jak wchodzę na temat gazów lecących drugą stroną, to już w ogóle, ubaw po pachy....

powstawiałam spacje, aby lepiej się czytało
Anette28